skip to Main Content
+48 602 248 930 info@radioarts.pl
Jak Ten Numer Mam Wykręcić? Do kogo Z Was?

Jak ten numer mam wykręcić? Do kogo z Was?

Dlaczego coraz mniej słuchaczy obecnych jest na antenie? Czy SMS i Facebook już na zawsze zawładną radiem? Podpowiadamy jak uratować pieniądze wydane na hybrydę telefoniczną.

Na łamach RadioNewsLettera (RNL.pl) Andrzej Ryczkowski z Radia Białystok zastanawiał się, gdzie podziali uciekli z radiowych anten słuchacze. W ogóle nie zdziwiło mnie to pytanie. Znam je doskonale ze swojej anteny, jak i ze słuchania radia w drodze. Wniosek niestety jest smutny: nie ma słuchacza, bo nie chcemy go na antenie gościć. Chcemy go jak najszybciej wygonić z anteny i ze swojego życia. To dlatego słuchacze snują się po antenie jak te dziady u Mickiewicza. A i radio robi się od tego dziadowskie.

Jest 8:40, jestem w mieście wojewódzkim na wschodzie Polski, słucham stacji A. Konkurs. Do wygrania późne śniadanie do odbioru popołudniu. Prowadzący poranne pasmo zadaje pytanie i podaje numer telefonu. Piosenka. Czekam. Po chwili na antenie pojawia się oznaczenie sponsorskie i… prezenter, który oznajmia, że konkurs wygrała Natalia, która poprawnie odpowiedziała na pytanie. Gratulacje, oznaczenie sponsorskie. Pytanie współpasażera: „to jakaś koleżanka DJ-a, ta Natalia?”. Brawo za pytanie, ale nie znam odpowiedzi. Jeszcze.

9:40, miasto wojewódzkie na wschodzie Polski, stacja B. Konkurs. Do wygrania niespodzianka. DJ mówi o niej jak przynajmniej o bilecie na Księżyc. Nie ma oznaczenia sponsorskiego, bo DJ funduje nagrodę z własnej kieszeni. Chwila niepewności, czy ktoś zadzwoni i dzwoni – jakaś inna Justyna, która właśnie jedzie do pracy z dzieciarnią w fotelikach. Po chwili antenę wypełnia pełen ekstazy okrzyk. Wygrali samochód! … Resoraka, bo jak już wspomniałem, nie ma tu budżetów, a DJ poprzedniego dnia był w supermarkecie. Krzyczy nieletni z tylnej kanapy, kocha samochody we wszystkich konfiguracjach. Są emocje, jest radio w tym radiu. Przełykam ślinę, wspominając 8:40. Da się. Ale pojawia się niepewność – czy radio B zawsze jest lepsze w telefonach, czy to był tylko taki strzał? Włączam po paru godzinach. Gdybym miał opisać to niepełnowartościowym limerykiem, to musiałoby lecieć jakoś tak: „po porannym wzwodzie / w porze obiadu / nie ma już śladu”. Oto bowiem popołudniowa zmiana mierzy się z problemem wejściówek do aqua-parku. DJ mówi, że ma wejściówki i że dzwońcie. Nie ma absolutnie żadnego telefonu. Wejściówki nie są tanie, a mimo to brak zainteresowanych kąpielą.

A może zmieńmy w ogóle miejsce, może to miasto jest przeklęte? Przełączam na stację C zlokalizowaną na Pomorzu. Radio powiatowe, absolutny brak budżetu. Trwa zaciekła walka o nagrody. DJ walczy z materią, jaką jest jedna tylko linia telefoniczna. W końcu nagrodę wyszarpuje Pan Wiesław. Wtedy dowiaduję się, że walka toczyła się o nagrodę tygodnia. Zestaw kosmetyków do pielęgnacji samochodu wartości 80 złotych.

A więc jest, da się, oto mam perłę przed wieprze! Aby upewnić się, dzwonię do redakcji C następnego dnia rano, żeby podpytać – jak to robicie, kochani? Trafiam na zły czas. Naczelny właśnie tłumaczy się jednemu ze sponsorów. Nie rozstrzygnięto porannego konkursu. Nagrodą były bilety do parku rozrywki, każdy za stówę. DJ nawet nie zaprosił słuchaczy do zabawy. Uznał, że to bez sensu, bo i tak pewnie nikt nie zadzwoni, wszyscy już w tym parku byli. Skandal, awantura, wycofana kampania.

O co chodzi? Dlaczego raz się udaje, a raz nie? Dlaczego słuchacz przez telefon raz ożywia, a raz zabija antenę? Rzecz nie w słuchaczach, niestety – ale w nas, tych fajnych koleżkach po drugiej stronie.

Sztampa. Kilka lat temu Niemcy przebadali swoich słuchaczy, zadając im pytanie: „w którym momencie przełączasz radio?”. Większość z nich, o ile pamiętam dobrze ponad 60%, powiedziała, że w momencie kiedy zaczyna się konkurs telefoniczny. Na pytanie o powody odpowiadali najczęściej, że rozmowy te są nudne i przewidywalne. Trudno się nie zgodzić – ile razy można wysłuchiwać tej sekwencji: „- Cześć, jak masz na imię?” (ciężko było się dowiedzieć poza anteną) „- Skąd do nas dzwonisz?” (może od razu przejdźmy do pytania o osiedle). Te podstawowe pytania, pogłębione często o „co robisz” i „do której klasy chodzisz”, zajmują na antenie nawet do minuty, bo słuchacz często bardzo chce, ale zjada go trema. Przez minutę nie dowiadujemy się niczego istotnego. Po minucie stękania mamy pytanie – często z gatunku „idiotele”, żeby jak najszybciej rozwiązać konkurs i żeby broń Boże nie obrazić słuchacza trudnym zadaniem. Potem standardzik – „pozdrowionka” i ufffff… znowu się udało.

To jednocześnie jest odpowiedź, dlaczego tak dobrze sprawdzają się konkursy, które mają otwartą formułę. Kiedy jako słuchacze czekamy na to, czy ona wybierze jego czy może tego drugiego. Albo kiedy młodzieniec bombardowany pytaniami odpowie w końcu „tak” lub „nie”, mimo że nie wolno mu tego zrobić, bo przegra. Pojawia się napięcie, skupiona jest nasza uwaga. Właśnie na tym, że nie da się przewidzieć jakie będzie zakończenie, zasadza się sukces.

Jaja. Czyli zdwojone „ja”. Nie lubimy słuchać. Przecież to nas mają słuchać! Poza tym, wpuszczenie na antenę słuchacza to ryzyko. Może okazać się, że ten ćwok będzie błyskotliwy i jeszcze nam zdominuje antenę. Jak wtedy błyszczeć? Poza tym, co nas w zasadzie obchodzi nasz słuchacz. W pewnej stacji słyszałem rozmowę z człowiekiem, któremu DJ dał powiedzieć dosłownie jedno zdanie. Nie był zainteresowany ani tym, że SMS-a ze zgłoszeniem do konkursu wysłał facet, który właśnie siedział w studzience kanalizacyjnej, ani tym, że wczoraj urodził mu się syn. W końcu codziennie rodzą się dzieci, prawda? Radośnie wypełnił trzy minuty sobą, a facet z kanału był mu potrzebny w zasadzie tylko do potwierdzenia, jak fajnie jest – z samym sobą.

Strach. Tak, strach. Jak wiemy, ma wielkie oczy. Rodzi te wszystkie czarne scenariusze w głowie. Co zrobić, gdy okaże się, że to kolega, który jeszcze nie zakończył wczorajszego wieczora i chciałby, żebyś mu puścił Urszuli „Na sen”? Albo jak zadzwoni jakiś dowcipniś i zacytuje „trzy słowa do o. prowadzącego”? Albo gdy połączy się ta psychofanka, która opowie na antenie to, co chwilę wcześniej poza anteną; że dawno nie dzwoniła, bo dopiero wczoraj wypisali ją z oddziału zamkniętego. No i że tak źle się czuje, bo wczoraj skończył jej się okres (autentyk, pewnie znacie lepsze). A nie daj Boże zadzwoni ten meloman, który zacznie opowiadać jak fantastycznie było na koncercie Stonesów w ’67.. Skąd ja mam wiedzieć, co mu powiedzieć. Przecież urodziłem się w 1997… A w ogóle, o czym ja będę z nim rozmawiał, może rozdajmy to poza anteną, najlepiej SMS-em… To też wpływa potem na jakość rozmów i ich odbiór. Tak bardzo bolą, że sami też przełączamy.

Od jakiegoś czasu (będzie ze dwie dobre zmiany temu) nie jestem fanem Trójki, ale słuchając jej przed laty zapamiętałem jedno: telefony były częścią anteny. Nie u Kuby Strzyczkowskiego. Nie konkursowe. Telefony w każdej innej sprawie – spontaniczne, kilkunastosekundowe. Czasem pełne optymizmu, czasem wyrażające troskę, czasem odnoszące się do tematu, podnoszące na duchu. Zazdrościłem tego Trójce bardzo, zdając sobie jednocześnie sprawę, że za tymi krótkimi wejściami kryła się zawsze jakaś anonimowa ręka podnosząca słuchawkę, nagrywająca, wybierająca co ciekawsze kąski i zrzucająca je na taśmę. Te krótkie komentarze od słuchaczy pojawiające się w „Zapraszamy do Trójki” powodowały, że dzwonili kolejni. Im więcej głosów, tym większy wybór. Im większy wybór, tym bardziej kolorowa mogła być antena. One musiały iść z taśmy, ale paradoksalnie dzięki temu miały w sobie większą moc. Była w nich sama esencja, pozbawiona „fajnowania” i zbędnego wprowadzania. Wiem, wiem: „ale przecież nie mamy budżetu na taką panią od telefonu!”.

A co powiedzieć mają Amerykanie? Tam też tną koszty. Tam też mają w/w problemy, a do tego jeszcze suweren ich straszy, że koncesję zabierze, jak wpuszczą na antenę słuchacza rzucającego „mięsem”. A mimo to na antenie pojawiają się słuchacze i nie sprawiają bólu pozostałym. Biorą udział w konkursach, a czasem z nagła wywołani przez DJ-a mówią, że też oglądali debatę, że faktycznie festyn miejski mogliby przenieść w inne miejsce, a mecz wygra ich drużyna. Te wejścia trwają czasem kilka sekund, a DJ ma w tym czasie całkowite panowanie nad anteną. Nie słychać dystansu ani strachu. Rozmówcy pojawiają się na antenie na zawołanie, jakby tylko na to cały czas czekali czekali. Za tą magią – przynajmniej częściowo – stoi małe czarne pudełeczko o nazwie VoxPro:

Wiem, że część z Was testowała nagrywanie rozmów. Słyszałem też kilka wpadek – DJ wcisnął zły guziczek i zagrał nie tę część rozmowy, którą powinien. VoxPro jest pod tym względem bezpieczniejszy i prostszy w obsłudze. Pozwala nagrać słuchacza, nagrać siebie, dograć czego się zapomniało, a kiedy jest źle – przearanżować szyk wejścia, aby zgadzała się dramaturgia i dynamika wejścia. Edytor przeszedł ostatnio spore zmiany, nowy właściciel postanowił uaktualnić oprogramowanie, ale pozostawił to, co najważniejsze: szybkość i prostotę obsługi w jednoosobowym studiu. Dokładnie takim jak Wasze, gdzie też nie ma telefonistki.

Dowiedz się więcej na temat VoxPro i zadzwoń do Radio Arts aby przetestować je na swojej antenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top